Imagin banalny,fabuła prosta, ale może nie jest najgorszy. Mam taką nadzieję.... proszę o komentarze, bo chce wiedzieć co poprawić. Ten napisany trochę w innej narracji niż mój o Harrym, napiszcie chociaż która narracja lepsza. Przystosuje się
BUNIA
Siedziałam na dużej kanapie w salonie pogrążona w zadumie.
Świat – wielki, piękny, ale często niesprawiedliwy. Nie wiem co zrobić. Jak się
zachować, jak ułożyć układankę zwaną życiem. Jak? Wszystko się zmieni i nie
chodzi mi tu o detaliczne zmiany.. wszystko. Nawet jeśli Louis zostanie przy
mnie. Dziecko to dużo. Mówią, że jest darem od Boga. Nie wiem czy to prawda
szczerze wątpię w prawdziwość tych słów. Obowiązki, brak życia towarzyskiego…
to nie mój świat. To prawda, że jestem raczej typen samotnika i niezbyt często
pokazuje się na imprezach, ale nie sądziłam, że tak szybko się to skończy.
Jestem młoda, za młoda na tak poważne
zobowiązanie. Nie jestem odpowiedzialna. Nie oszukujmy się nie potrafię się
zająć nawet samą sobą, a co dopiero taką małą istotką. Mimowolnie pogładziłam
swój brzuch próbując przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Sytuacji która
wywoływała u mnie dyskomfort, a może po prostu był to strach?. Nie wiem, jedno
jest pewne nie mogę zrobić aborcji. Po za tym po co miałabym to robić? W końcu
to moje dziecko. Ostatnie dwa słowa ciężko przeszły mi przez głowę, ale
chciałam się z tym oswoić. Oswoić się z myślą, że noszę w sobie siebie małą
siebie wielkości fasolki. Z oczu zaczęły niemo spływać mi łzy, które za chwilę
miały przerodzić się w potok goryczy, a może szczęścia? To mogło być naprawdę
fascynujące widzieć jak mały człowiek się rozwija rośnie, robi pierwszy krok,
mówi mama. Tylko Louis, jak ona zareaguje. Znam go bardzo dobrze, ale nie potrafię
sobie tego wyobrazić jego zmieniającego pieluchę
maluszkowi. Chociaż nie, musiałoby to być bardzo śmieszne. Louis niezdanie
poszukujący talku i czystego pampersa mówiący coś w stylu „stary więcej narobić
się nie dało”. Uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy, a łzy ustały. Z
zamyślenia
wyrwał mnie głos mojego chłopaka
- Z czego tak się cieszysz kochanie-delikatnie pocałował Cię
w czoło z bananem na ustach-Powiedz pośmiejemy się razem, wiesz jak kocham się
śmiać?- uniósł lewą brew i objął mnie w talii- a wiesz co jeszcze kocham?
-nie- powiedziałam zdezorientowana i trochę speszona.
powiedzieć czy nie? Powiedzieć?
-Ciebie i twój uśmiech głuptasie- otarł nosem o mój- więc?
-nie wiem czy to jest zabawne. raczej nie jest…
-to czemu się uśmiechałaś? Wiem! Ty zboczuszku, nie ładnie w
biały dzień, ale jak chcesz..-przerwałam jego monolog
-nie o tym myślałam- zamyśliłaś się na chwilę, nie
wiedziałaś czy to odpowiedni moment, a tym bardziej nie znałam jego reakcji
–chociaż po części to jest z tym związane-zamknęłam oczy- jestem w ciąży Lou,
dzisiaj się dowiedziałam-zapadła cisza. Niezręczna, pusta. Otworzyłam nieśmiało
oczy. Louisa przy mnie już nie było. W kuchni coś klął pod nosem.
-nie jesteś zbyt szczęśliwy. Ja też nie byłam, ale jakoś
musimy żyć będzie dobrze zobaczysz, nie musisz mówić mediom o tym dziecku, mogę
wyjechać i nie robić problemu, a mediom możesz powiedzieć, ze to dziecko mojej
siostry czy coś sama nie wiem, nie chce robić też problemu.- odwrócił się do
mnie z grobową miną
-to moje dziecko [T.I]?- po moim ciele przeszły ciarki, a potem
czułam już tylko łzy spływające po moim policzku
-wątpisz w to? Jesteśmy w związku… nigdy bym Cię nie
zdradziła, ale rozumiem zbyt duża odpowiedzialność- przyłożył palec do moich
warg w geście zatrzymania mojego słowotoku
-po prostu muszę mieć pewność , nie było mnie długo w domu,
miałem trasę..-po tych słowach serce zaczęło mnie straszliwie kłuć, ale nie
dałam nic po sobie poznać. Zaczęłam trząść się jak opętana.
-Jak możesz oskarżać mnie o zdradę, jak? Przyjeżdżałeś, sam
wiesz co się działo, więc nie udawaj. Nie raz się nie zabezpieczaliśmy ciesząc
się chwilą- położył ręce na moich barkach, które natychmiast zrzuciłam i pod
wpływem odwagi jaka we mnie narastała wykrzyczałam to co tak naprawdę o tym
sądziłam choć sama nie wiem czy tak naprawdę o tym myślałam ,otarłam łzy
-podejrzewałam różne rzeczy, że się odwrócisz ode mnie,
będziemy razem, albo po prostu przyznasz się do dziecka ale tylko tyle, nigdy nie powiedziałabym, ze mnie o to oskarżysz.-
odwróciłam się, wbiegłam na piętro do sypialni. Wzięłam stamtąd tylko torebkę i
mój paszport. Zbiegłam do kuchni cała zapłakana.
-proszę klucze, nie będą mi już potrzebne- powiedziałam
wręczając mu je po czym rzuciłam się do wyjścia. Odpaliłam samochód i
wyjechałam. Pojechałam do Nialla. Powiedziałam mu tylko tyle że muszę być
szybko na lotnisku. Nie pytał tylko mnie podwiózł. Pożegnałam go i wyleciałam
do Polski. Jednak nie zatrzymałam się u rodziców. To byłoby zbyt oczywiste. Kupiłam mieszkanie na wsi z
oszczędności moich i rodziców. Zmieniłam numer a kartę złamałam, żeby mnie nie
korciło. Wszystko się układało. Urodziłam synka któremu dałam na imię Matt, a w
rubryce ojca ma wpisałam nn. Zrobiłam z siebie tym sposobem dziwke, ale moja
rodzina wie kto nim jest. Czy kiedyś powiem mu o Lou? Wątpię, nie chciał go a
raczej wątpił, ze jest jego.
***16 lat później***
-Mamo to jak? Wiem że to będzie ciężkie, ale to moje
największe marzenie. Proszę nie pozwól mi
zaprzepaścić takiej szansy- Koło mnie usiadł mój syn. Wiem ile to dla
niego znaczy, przecież już od najmłodszych lat kochał piłkę i nie ukrywam, ze
jest w tym dobry nawet bardzo..jak jego ojciec. A co jeśli spotkam tam Lou? Z
tego co wiem z telewizji nadal mieszka w Londynie. Nie mogę mu tego zrobić i
nie po tym jak odebrałam mu ojca.
-Pakuj się młody! jutro lecisz do Londynu! Daj tą ulotkę
muszę potwierdzić- blado się uśmiechnęłam po czym poczułam uścisk.
-dziękuję, dziękuję, dziękuję, nawet nie wiesz jak bardzo,
elitarna szkoła dla sportowców, to brzmi nieźle, wiedziałem, ze jak mnie
zauważą to zrobisz dla mnie wszystko, tak bardzo Cię kocham
-też Cię kocham Matt- wypuściłam ciężko powietrze. Matt
odsunął się ode mnie na chwilę
-Mamuś nie martw się wszystko będzie ok, poradzimy sobie,
zobaczysz
-wiem, Twoja mama zawsze sobie radzi-uśmiechnęłam się,
zarezerwowałam miejsce w szkole i bilety lotnicze. Rodzice nie byli zadowoleni,
ze wracam do tego przed czym uciekłam czyli bólem psychicznym.
Kolejnego dnia wylecieliśmy. Syn był taki podekscytowany.
Tak bardzo przypominał mi Lou. „Te same oczy rysy twarzy, tylko inne uczesanie”-
pomyślałam, a na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Dni leciały nieubłaganie. Wszystko się ułożyło. Młody
chodził do szkoły i z dnia na dzień bardziej promieniał, a ja byłam najszczęśliwszą
matką patrząc na jego szczęście. Dziś miał odbyć się mecz. Wzięłam kluczyki do
auta i zawołałam
-Młody szybciej bo się spóźnimy!- wyszłam, odpaliłam
samochód i wyjechałam z podwórka. Zatrąbiłam na spóźnialską śpiącą królewnę.
Byliśmy już spóźnieni. Matt szybko wpadł do samochodu a ja jechałam jak
najszybciej mogłam, modliłam się tylko żeby nie było korków. Niestety jakiś
idiota nie potrafił chyba wyminąć wypadku.
-co za palant jak można torować drogę-młody zaczynał
gwiadożyć
-zaczekaj spytam się co się stało, spójrz ma włączone
awaryjne może to akumulator, pomożemy i zaraz pojedziemy-wyszłam z samochodu i
zapukałam w ciemną szybę
- nie chce niepokoić ale przez pańskie auto tworzy się
korek, może mogę jakoś pomóc?- powiedziałam przyjaźnie. Spojrzałam na twarz
kierowcy- Lou. Co za przypadek? Pomyślałam i odwróciłam się z zamiarem
odjechania choćby chodnikiem. Nie byłam gotowa.
-zaczekaj, możesz pomóc- powiedział zatrzaskując drzwi
samochodu– akumulator mi padł-odwróciłam się a jego wzrok stał się inny,
bardziej czuły niż 1 minutę temu.
-[T.I] to Ty? Tyle lat, o mój Boże czemu nie odbierałaś
telefonu?- co miałam mu powiedzieć nawet sama nie wiedziałam dlaczego. Z
opresji wyrwał mnie mój kochany syn. Wyszedł z auta przeczesując włosy
- Długo? Mamo już jestem spóźniony zaraz będzie druga połowa
i dam plamy na całego.-syn patrzył się błagalnym wzrokiem. Lou spojrzał się na
niego potem na mnie, a Matt kontynuował- Ej mamo to nie jest ten koleś z tego
zespołu Ona Drem czy jakoś tak?- Louis zaczął się śmiać podchodząc do niego
-One Direction, tak to ja i Twój ojciec- patrzył się na
niego jak na największy skarb na świecie. Miałam ochotę zacząć płakać, ale się
powstrzymałam .To nigdy nie miało się wydarzyć. Nigdy nie miałam przyjechać do
Londynu. Nigdy nie miał poznać ojca. Matt spojrzał się na mnie jakby szukał
potwierdzenia. Kiwnęłam tylko głową potakując. Chłopak mnie zaskoczył. Ja byłabym
zła, a on .. rzucił się na Louisa ze łzami w oczach, przytulił go.
- Tyle lat na to czekałem, mama nigdy mi o Tobie nie chciała
mówić, zaczynała płakać..- zatrzymał swoją wypowiedź i spojrzał mu w oczy- nie
opuścisz już nas?- zapytał
-nigdy- odparł Louis po czym mocno, po męsku przytulił syna-
Syn to nam się udał [T.I]- powiedział zapraszając Cie do grupowego uścisku z
uśmiechem na ustach- mam nadzieje, że mi wybaczysz, szukałem Cię, dzwoniłem,
wszystko na nic..
-wybaczyłam już Ci 16 lat temu- wyszeptałam
-a mój mecz?- nagle wybudził nas Matt
-nie możesz go przegapić, absolutnie, mój syn będzie gwiazda
footballu!
Potem już wszystko było lepiej i lepiej. Zostałam panią
Tomlinson. Mój syn był szczęśliwszy z dnia na dzień. Grał z ojcem w piłkę, a po 2 latach został szczęśliwym
bratem małej Edith, a ja stałam się na nowo tą radosną [T.I]
awwww. boskie *-*
OdpowiedzUsuńza szybk akcja się toczy
OdpowiedzUsuńmyślałam, ze tak powinno być skoro to imagin a nie opowiadanie,ale może rzeczywiście za szybko :)
UsuńFajne, podoba mi się ^^
OdpowiedzUsuńfajne :)
OdpowiedzUsuńŚwietny, pisz więcej takich !!!!!!!! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńCudowny jest. Na początku mialam takie "o nie" a potem "jedzie do Londynu. Na pewno go spotka" piękny ♥
OdpowiedzUsuń