sobota, 3 sierpnia 2013

Louis

Imagin banalny,fabuła prosta, ale może nie jest najgorszy. Mam taką nadzieję.... proszę o komentarze, bo chce wiedzieć co poprawić. Ten napisany trochę w innej narracji niż mój o Harrym, napiszcie chociaż która narracja lepsza. Przystosuje się 
                                                                                                         BUNIA



Siedziałam na dużej kanapie w salonie pogrążona w zadumie. Świat – wielki, piękny, ale często niesprawiedliwy. Nie wiem co zrobić. Jak się zachować, jak ułożyć układankę zwaną życiem. Jak? Wszystko się zmieni i nie chodzi mi tu o detaliczne zmiany.. wszystko. Nawet jeśli Louis zostanie przy mnie. Dziecko to dużo. Mówią, że jest darem od Boga. Nie wiem czy to prawda szczerze wątpię w prawdziwość tych słów. Obowiązki, brak życia towarzyskiego… to nie mój świat. To prawda, że jestem raczej typen samotnika i niezbyt często pokazuje się na imprezach, ale nie sądziłam, że tak szybko się to skończy. Jestem młoda, za młoda na tak  poważne zobowiązanie. Nie jestem odpowiedzialna. Nie oszukujmy się nie potrafię się zająć nawet samą sobą, a co dopiero taką małą istotką. Mimowolnie pogładziłam swój brzuch próbując przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Sytuacji która wywoływała u mnie dyskomfort, a może po prostu był to strach?. Nie wiem, jedno jest pewne nie mogę zrobić aborcji. Po za tym po co miałabym to robić? W końcu to moje dziecko. Ostatnie dwa słowa ciężko przeszły mi przez głowę, ale chciałam się z tym oswoić. Oswoić się z myślą, że noszę w sobie siebie małą siebie wielkości fasolki. Z oczu zaczęły niemo spływać mi łzy, które za chwilę miały przerodzić się w potok goryczy, a może szczęścia? To mogło być naprawdę fascynujące widzieć jak mały człowiek się rozwija rośnie, robi pierwszy krok, mówi mama. Tylko Louis, jak ona zareaguje. Znam go bardzo dobrze, ale nie potrafię sobie tego wyobrazić  jego zmieniającego pieluchę maluszkowi. Chociaż nie, musiałoby to być bardzo śmieszne. Louis niezdanie poszukujący talku i czystego pampersa mówiący coś w stylu „stary więcej narobić się nie dało”. Uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy, a łzy ustały. Z zamyślenia 
wyrwał mnie głos mojego chłopaka

- Z czego tak się cieszysz kochanie-delikatnie pocałował Cię w czoło z bananem na ustach-Powiedz pośmiejemy się razem, wiesz jak kocham się śmiać?- uniósł lewą brew i objął mnie w talii- a wiesz co jeszcze kocham?

-nie- powiedziałam zdezorientowana i trochę speszona. powiedzieć czy nie? Powiedzieć?

-Ciebie i twój uśmiech głuptasie- otarł nosem o mój- więc?

-nie wiem czy to jest zabawne. raczej nie jest…

-to czemu się uśmiechałaś? Wiem! Ty zboczuszku, nie ładnie w biały dzień, ale jak chcesz..-przerwałam jego monolog

-nie o tym myślałam- zamyśliłaś się na chwilę, nie wiedziałaś czy to odpowiedni moment, a tym bardziej nie znałam jego reakcji –chociaż po części to jest z tym związane-zamknęłam oczy- jestem w ciąży Lou, dzisiaj się dowiedziałam-zapadła cisza. Niezręczna, pusta. Otworzyłam nieśmiało oczy. Louisa przy mnie już nie było. W kuchni coś klął pod nosem.

-nie jesteś zbyt szczęśliwy. Ja też nie byłam, ale jakoś musimy żyć będzie dobrze zobaczysz, nie musisz mówić mediom o tym dziecku, mogę wyjechać i nie robić problemu, a mediom możesz powiedzieć, ze to dziecko mojej siostry czy coś sama nie wiem, nie chce robić też problemu.- odwrócił się do mnie z grobową miną

-to moje dziecko [T.I]?- po moim ciele przeszły ciarki, a potem czułam już tylko łzy spływające po moim policzku

-wątpisz w to? Jesteśmy w związku… nigdy bym Cię nie zdradziła, ale rozumiem zbyt duża odpowiedzialność- przyłożył palec do moich warg w geście zatrzymania mojego słowotoku

-po prostu muszę mieć pewność , nie było mnie długo w domu, miałem trasę..-po tych słowach serce zaczęło mnie straszliwie kłuć, ale nie dałam nic po sobie poznać. Zaczęłam trząść się jak opętana.

-Jak możesz oskarżać mnie o zdradę, jak? Przyjeżdżałeś, sam wiesz co się działo, więc nie udawaj. Nie raz się nie zabezpieczaliśmy ciesząc się chwilą- położył ręce na moich barkach, które natychmiast zrzuciłam i pod wpływem odwagi jaka we mnie narastała wykrzyczałam to co tak naprawdę o tym sądziłam choć sama nie wiem czy tak naprawdę o tym myślałam ,otarłam łzy

-podejrzewałam różne rzeczy, że się odwrócisz ode mnie, będziemy razem, albo po prostu przyznasz się do dziecka ale tylko tyle,  nigdy nie powiedziałabym, ze mnie o to oskarżysz.- odwróciłam się, wbiegłam na piętro do sypialni. Wzięłam stamtąd tylko torebkę i mój paszport. Zbiegłam do kuchni cała zapłakana.

-proszę klucze, nie będą mi już potrzebne- powiedziałam wręczając mu je po czym rzuciłam się do wyjścia. Odpaliłam samochód i wyjechałam. Pojechałam do Nialla. Powiedziałam mu tylko tyle że muszę być szybko na lotnisku. Nie pytał tylko mnie podwiózł. Pożegnałam go i wyleciałam do Polski. Jednak nie zatrzymałam się u rodziców. To byłoby zbyt  oczywiste. Kupiłam mieszkanie na wsi z oszczędności moich i rodziców. Zmieniłam numer a kartę złamałam, żeby mnie nie korciło. Wszystko się układało. Urodziłam synka któremu dałam na imię Matt, a w rubryce ojca ma wpisałam nn. Zrobiłam z siebie tym sposobem dziwke, ale moja rodzina wie kto nim jest. Czy kiedyś powiem mu o Lou? Wątpię, nie chciał go a raczej wątpił, ze jest jego.

   ***16 lat później***

-Mamo to jak? Wiem że to będzie ciężkie, ale to moje największe marzenie. Proszę nie pozwól mi  zaprzepaścić takiej szansy- Koło mnie usiadł mój syn. Wiem ile to dla niego znaczy, przecież już od najmłodszych lat kochał piłkę i nie ukrywam, ze jest w tym dobry nawet bardzo..jak jego ojciec. A co jeśli spotkam tam Lou? Z tego co wiem z telewizji nadal mieszka w Londynie. Nie mogę mu tego zrobić i nie po tym jak odebrałam mu ojca.

-Pakuj się młody! jutro lecisz do Londynu! Daj tą ulotkę muszę potwierdzić- blado się uśmiechnęłam po czym poczułam uścisk.

-dziękuję, dziękuję, dziękuję, nawet nie wiesz jak bardzo, elitarna szkoła dla sportowców, to brzmi nieźle, wiedziałem, ze jak mnie zauważą to zrobisz dla mnie wszystko, tak bardzo Cię kocham

-też Cię kocham Matt- wypuściłam ciężko powietrze. Matt odsunął się ode mnie na chwilę

-Mamuś nie martw się wszystko będzie ok, poradzimy sobie, zobaczysz

-wiem, Twoja mama zawsze sobie radzi-uśmiechnęłam się, zarezerwowałam miejsce w szkole i bilety lotnicze. Rodzice nie byli zadowoleni, ze wracam do tego przed czym uciekłam czyli bólem psychicznym. 

Kolejnego dnia wylecieliśmy. Syn był taki podekscytowany. Tak bardzo przypominał mi Lou. „Te same oczy rysy twarzy, tylko inne uczesanie”- pomyślałam, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. 
Dni leciały nieubłaganie. Wszystko się ułożyło. Młody chodził do szkoły i z dnia na dzień bardziej promieniał, a ja byłam najszczęśliwszą matką patrząc na jego szczęście. Dziś miał odbyć się mecz. Wzięłam kluczyki do auta i zawołałam

-Młody szybciej bo się spóźnimy!- wyszłam, odpaliłam samochód i wyjechałam z podwórka. Zatrąbiłam na spóźnialską śpiącą królewnę. Byliśmy już spóźnieni. Matt szybko wpadł do samochodu a ja jechałam jak najszybciej mogłam, modliłam się tylko żeby nie było korków. Niestety jakiś idiota nie potrafił chyba wyminąć wypadku.

-co za palant jak można torować drogę-młody zaczynał gwiadożyć 

-zaczekaj spytam się co się stało, spójrz ma włączone awaryjne może to akumulator, pomożemy i zaraz pojedziemy-wyszłam z samochodu i zapukałam w ciemną szybę

- nie chce niepokoić ale przez pańskie auto tworzy się korek, może mogę jakoś pomóc?- powiedziałam przyjaźnie. Spojrzałam na twarz kierowcy- Lou. Co za przypadek? Pomyślałam i odwróciłam się z zamiarem odjechania choćby chodnikiem. Nie byłam gotowa.

-zaczekaj, możesz pomóc- powiedział zatrzaskując drzwi samochodu– akumulator mi padł-odwróciłam się a jego wzrok stał się inny, bardziej czuły niż 1 minutę temu.

-[T.I] to Ty? Tyle lat, o mój Boże czemu nie odbierałaś telefonu?- co miałam mu powiedzieć nawet sama nie wiedziałam dlaczego. Z opresji wyrwał mnie mój kochany syn. Wyszedł z auta przeczesując włosy

- Długo? Mamo już jestem spóźniony zaraz będzie druga połowa i dam plamy na całego.-syn patrzył się błagalnym wzrokiem. Lou spojrzał się na niego potem na mnie, a Matt kontynuował- Ej mamo to nie jest ten koleś z tego zespołu Ona Drem czy jakoś tak?- Louis zaczął się śmiać podchodząc do niego

-One Direction, tak to ja i Twój ojciec- patrzył się na niego jak na największy skarb na świecie. Miałam ochotę zacząć płakać, ale się powstrzymałam .To nigdy nie miało się wydarzyć. Nigdy nie miałam przyjechać do Londynu. Nigdy nie miał poznać ojca. Matt spojrzał się na mnie jakby szukał potwierdzenia. Kiwnęłam tylko głową potakując. Chłopak mnie zaskoczył. Ja byłabym zła, a on .. rzucił się na Louisa ze łzami w oczach, przytulił go.

- Tyle lat na to czekałem, mama nigdy mi o Tobie nie chciała mówić, zaczynała płakać..- zatrzymał swoją wypowiedź i spojrzał mu w oczy- nie opuścisz już nas?- zapytał

-nigdy- odparł Louis po czym mocno, po męsku przytulił syna- Syn to nam się udał [T.I]- powiedział zapraszając Cie do grupowego uścisku z uśmiechem na ustach- mam nadzieje, że mi wybaczysz, szukałem Cię, dzwoniłem, wszystko na nic..

-wybaczyłam już Ci 16 lat temu- wyszeptałam

-a mój mecz?- nagle wybudził nas Matt

-nie możesz go przegapić, absolutnie, mój syn będzie gwiazda footballu!
Potem już wszystko było lepiej i lepiej. Zostałam panią Tomlinson. Mój syn był szczęśliwszy z dnia na dzień. Grał z  ojcem w piłkę, a po 2 latach został szczęśliwym bratem małej Edith, a ja stałam się na nowo tą radosną [T.I]  
                                                                                                 


                     

7 komentarzy:

  1. awwww. boskie *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. za szybk akcja się toczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślałam, ze tak powinno być skoro to imagin a nie opowiadanie,ale może rzeczywiście za szybko :)

      Usuń
  3. Świetny, pisz więcej takich !!!!!!!! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny jest. Na początku mialam takie "o nie" a potem "jedzie do Londynu. Na pewno go spotka" piękny ♥

    OdpowiedzUsuń